„Siemanko, tutaj Saturn. Też się składam z gazu. Po moich pierścieniach poznasz mnie od razu.” To cytat z piosenki „W układzie słonecznym” CeZika. Zapoznała mnie z nią moja córeczka – Majka. Ten kawałek wprost idealnie opisuje latarnię Saturn. Gdy trzymam ją przed sobą, pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to właśnie klosz z planetą Saturn i pierścieniem gazowym wokół niej. Dopiero potem cała reszta. Latarnia jest też trochę zbudowana jakby z „gazu”. Wszystko w niej jest takie trochę rozpadające się z wraz jej krótkim „lotem” po orbicie użytkowania. Wielu tych latarń już nie ma – wyparowały w hutniczym piecu jako podziurawiony przez rdzę złom. Z tego też powodu łatwiej natknąć się na klosz do Saturna, niż jego „bazę”, ponieważ sama latarnia była najzwyczajniej w świecie (wszechświecie) i tu nie bójmy się słów, zrobiona z ekonomicznych, tandetnych materiałów. A szkoda, bo jest śliczna! Tak na marginesie, wszystkie latarnie 5-liniowe, jak dla mnie, są dużo zgrabniejsze od swoich większych odpowiedników. Saturn, według mojej najlepszej wiedzy wspartej również rozmowami z największymi kolekcjonerami w Polsce, produkowany był wyłącznie w rozmiarze 5. Gdyby było inaczej, powinny się ostać przynajmniej klosze rozm.7, ale takich jeszcze nikt nie spotkał.
Muszę przyznać, że ta konkretna latarnia stajenna sprawiła mi najwięcej problemów, jeśli chodzi o znalezienie informacji na temat jej pochodzenia i informacji w ogóle. Po rozwikłaniu zagadki Torpedo, Marsa, i Herkulesa, na temat których również nie ma wzmianki w prasie, pozostał mi już tylko Saturn. Gdy nie posiadamy historycznej informacji pisanej (katalogów, dokumentacji fabrycznej, ulotek, anonsów prasowych, wzmianek w przeróżnych pismach, wspomnień pracowników itd.), a tak właśnie jest w przypadku opisywanej lampy, ostatnią deską ratunku jest porównywanie cech konstrukcyjnych. Sęk w tym, że Saturn nie jest podobny do żadnej znanej mi polskiej latarni. Projekty tak Pelikana, Sowy, Światowita, Jdeala jak i Huty „Silesia” są całkiem od niej różne. No z małym wyjątkiem Nietoperza, który posiada bliźniaczy z Saturnem komin, podobne wzdłużne przetłoczenia blach osłony klosza i prowadnice (blaszki wlutowane w ramiona) cięgieł podnośnika klosza. To zdecydowanie za mało, by stwierdzić z całą stanowczością, że latarnia wytwarzana była przez „Silesię” z Rybnika. W tamtych czasach nagminnie kopiowano te proste elementy (przykładem są litewskie, estońskie, ukraińskie i przede wszystkim rosyjskie produkcje wzorujące się na dominującej wtedy w Europie latarni BAT z wytwórni Stuebgena w Erfurcie). Tak też mogło być z Saturnem. Nie ulega jednak wątpliwości, że został wykonany gdzieś w Polsce, ponieważ na zbiorniku widzimy wyraźnie wytłoczony napis „Made in Poland”. Zaraz obok napisu wytłoczono tajemniczą liczbę 505, którą wziąłem na początku, nie wgłębiając się za bardzo, za dziwne oznaczenie rozmiaru 5.
Zróbmy małą, przyjemną przerwę w tym wywodzie. Skąd wzięła się nazwa Saturn? Czy przyczynkiem mogła być znana i rozreklamowana już Kometa? Widzę już te dyskusje przy stole: „Stwórzmy coś też związanego z niebem. Ludzie skojarzą to z Kometą i podświadomie szybciej zaufają naszej latarce”. Ten domysł nie jest dla mnie zbyt przekonujący. Szukajmy dalej. Przed II Wojną Światową, na niebie nieskażonym pyłami i dymami przemysłowymi, czystym od miejskiej poświaty i wolnym od drżącego powietrza wznoszącego się znad ogrzanych zabetonowanych powierzchni, planeta Saturn była jednym z najlepiej widocznych punktów na niebie (Dzięki Kajetan). Gdy zamkniemy oczy i wyobrazimy sobie wirującą planetę w swojej niepowtarzalnej pierścieniowej „sukni”, roztaczającą dookoła silny blask – hmmm, tak, to można było wykorzystać na nazwę. Przystańmy na chwilę i wróćmy do liczby 505. Zacząłem szukać wokół niej, gdy straciłem jakikolwiek punkt zaczepienia w poszukiwaniach pochodzenia Saturna. Pierwsze wyniki to numerologia. Okazało się, że 505 oznacza m.in. „moc i odporność” (żartownisie!) a także, w kontekście związków, „nadchodzące połączenie się bliźniaczych płomieni”. Te strony nie są od rozwijania tematu dusz i na tym poprzestaniemy, niemniej przyznacie, że moc, odporność no i te płomienie … no, gdzieś pasuje to do latarni, która mogła otrzymać takie wytłoczenie w postaci liczby 505 niejako „na szczęście”. Coś jak klaps od trenera przed ważnym startem. Nie pamiętam nazwiska tej amerykańskiej sportsmenki, ale często dostawała taki klaps w tyłek. W zasadzie, trener „lał” ją niemiłosiernie przy każdej okazji (nawet po starcie). No dobrze, numerologia, ale czy to trzyma się kupy w czasach międzywojennych, w których żyli ludzie twardo stąpający po ziemi? Przecież dopiero skończyła się I wojna, zabory. Nie było czasu i chęci na „bujanie w obłokach”. Wygląda to w każdym razie niewiarygodnie, choć wykluczyć całkowicie nie można. Pewnego dnia czytając o planecie Saturn, odkryłem, że jeden z jego wieeelu księżyców, Enceladus, posiada średnicę 505km a wczoraj, na stronie NASA przeczytałem, że księżyc ten, (uwaga!!), jest cyt. „the brightest world in the solar system / najjaśniejszym światem w układzie słonecznym”. Nie wiem, jak Wy, ale ja czuję BINGO! Trzyma się kupy. Pasuje jak ulał. Nic tu nie trzeba „zategować”. Tu jeszcze dodam, bo to interesujące, a nie mogli tego wiedzieć naukowcy w międzywojniu, Enceladus jest aktywnym księżycem, który strzela w przestrzeń gejzerami słonej wody. Cały ocean tej wody kryje się pod skorupą księżyca. Tryskając z prędkością 400m/s woda tworzy pewnego rodzaju chmurę, która przyciągana przez Saturna, tworzy jego znany pierścień lodowy! I tu jednak należy zejść z Saturna na Ziemię: Enceladus zmierzony został dopiero przez sondę Voyager w 1980r. (dzięki Sebastian), a więc liczba 505 nawiązująca do jego średnicy jest czystym przypadkiem! Przyznacie, że dość trafnym!
Źródło: https://solarsystem.nasa.gov/missions/cassini-hds/science/enceladus/
Myślę, że z dużym prawdopodobieństwem udało się rozwikłać znaczenie liczby 505 wytłoczonej na zbiorniku Saturna i należy ją przypisać jednak do numerologii. Wracając do nazwy latarni, będę utrzymywał zatem, że nadano ją jako symbol roztaczanej przez planetę Saturn blasku. Nazwa wpisuje się idealnie w modne wówczas nazewnictwo rodem z niebios: Kometa, Mars no i Saturn, a później Jowisz (Jupiter).
No dobrze, to mamy, ale co z pochodzeniem? Ewidentnie latarnia jest polska, czego potwierdzeniem jest napis „Made in Poland”. Dopuszczam myśl, że mogła być wytwarzana przez
‚obcego’ wytwórcę, a hasło „wytworzono w Polsce” mogło być sprytnym zabiegiem marketingowym. Ma to sens w świetle wzrastających nastrojów narodowościowych po odzyskaniu niepodległości. Mogło tak być, chociaż to dość naciągane. Ponadto, mogło być bardzo szybko obnażone przez polskich producentów. To, z kolei przyniosłoby odwrotny skutek do zamierzonego. Lampa „Saturn” musiała być wytworzona przez polską firmę. Dlaczego w ogóle wziąłem pod uwagę, że niekoniecznie? A no właśnie. Tu zbliżamy się do istoty. Po porównaniu cech konstrukcyjnych, jak już wspomniałem wyżej, „Saturn” nie przypomina żadnej polskiej latarni. Jest jednak konstrukcją bliźniaczą z inną latarnią, którą należy przyjąć jako ‚z Polską powiązaną”. Chodzi tu mianowicie o lampę naftową PAN 799 wytwarzaną na licencji Stuebgena przez szwedzką firmę OPTIMUS w Gdańsku. To moje odkrycie było trochę niczym ‚eureka!”, po czym J.Szatkowski przypomniał mi, że kiedyś w rozmowie już mi na to zwrócił uwagę 😉 „Saturn”jest właściwie lampą PAN 799, ale z innym napisem na zbiorniku. Różni się również napisem na pokrętle palnika, które również nosi nazwę Saturn. Kolejnymi różnicam jest grubość materiałów. Osłona klosza zrobiona jest z cieńszych drutów i mam wrażenie, że wszystko wydaje się w naszym „Saturnie” cieńsze. Niemniej, porównując obie latarnie nawet pod lupą, człowiek nie może pozbyć się wrażenia, że wyszły one spod jednej sztancy.
Nie potrafię na dzień dzisiejszy potwierdzić, która z wytwórni produkowała omawianą latarnię. Mam hipotezę, że Optimus przed wycofaniem się z Gdańska we wczesnych latach 30`tych, sprzedał maszyny polskiej fabryce i mamy tu tego wynik. Innym rozwiązaniem zagadki może być to, że najzwyczajniej skopiowano PANa 799 i wypuszczono na rynek polski odpowiednik. Takie praktyki były bardzo popularne. Wszystkie latarnie Stuebgena były nagminnie kopiowane w krajach Europy Środkowej i Wschodniej. Kto to mógł robić? Na pewno na szczycie listy pojawia się Huta Silesia w Rybniku. Tyle, że w ich ofercie istniała już latarnia PAN (o innej konstrukcji), która miała podkopać pozycję „prawdziwego” PANa na rynku polskim. Po cóż więc się rozdrabniać i rozszerzać już i tak dość bogaty asortyment? Chyba, że latarnia była stworzona typowo na eksport (stąd angielski napis, w przeciwieństwie do napisu na latarni HEL 5 i 6). Może to potwierdzać pewien epizod jak to latarnia „Saturn” wypłynęła ostatnio na wyprzedaży garażowej w …. USA!! (Dzięki Sebastian). Tylko, że najwięcej Saturnów mimo wszystko „wychodzi” w Polsce, tak więc i tu musiały być sprzedawane.
Koniecznie, jeśli ktoś z Was ma więcej informacji, spostrzeżeń, może źródeł pisanych – proszę o kontakt. Proszę również o podsyłanie zdjęć swoich „Saturnów” – być może odkryjemy nowe wersje 🙂